Anoreksja jest czysta. Jest chuda i koścista. Ma bladą skórę
nóg, i rąk. Bladą skórę, pod którą odznaczają się kości i żyłki. Ma twarz z
widocznymi kośćmi policzkowymi, wklęsły brzuch, i małe piersi. A pod tymi
piersiami anoreksja liczy sobie żebra, sprawdza czy są wszystkie. Jak się
pomyli zaczyna od początku.
R a z
D w a
T r z y
C z t e r y
P i ę ć
S z e ś ć
S i e d e m
O s i e m
D z i e w i ę ć
D z i e s i ę ć j e d e n a ś c i e d w a n a ś c i e
Są wszystkie. I wszystkie wystające. Kolce biodrowe. Opina
się na nich cieniutki pasek stringów. I, gdy leży na czymś twardym,
nieprzyjemnie wbijają się w podłogę. Wtedy ich nie lubi. Ale za to kiedy leży
na plecach, dotyka ich, ciesząc się tym dotykiem, jakby zaraz miały zniknąć pod
warstwą tłuszczu niewiadomo skąd. Więc je dotyka, co by nie pouciekały.
Anoreksja pachnie perfekcją i wanilią. Lubi nosić wysokie
obcasy i obcisłe legginsy. I topy na ramiączkach. Ale bez dużych dekoltów, bo w
nich widać dziurę między małymi piersiami. Ale zazwyczaj ubiera się grubiej niż
inni. W zimę nie wychodzi z domu, jeżeli naprawdę nie musi. Anoreksja ciągle
marznie, i trzęsie się z tego zimna nawet w nocy. Siada koło kaloryfera i parzy
sobie dłonie. Nie umyślnie, po prostu tylko wtedy jest ciepło. Na śniadanie je
wodę z cytryną, na obiad jabłko a na kolacje powietrze. Czasem pije herbatę,
ale głównie czarną kawę i wodę. Czasem ćwiczy, ale zazwyczaj nie ma siły.
Wysiłkiem ostatecznym okazuje się wejście po schodach na trzecie piętro i
dobiegnięcie na autobus. Ma wtedy wrażenie, jakby jej łydki miały pęknąć pod
ciężarem całej reszty ciała. W głowie słyszy trzask.
Bulimia śmierdzi. Jest gruba, i ma cellulit nawet na brzuchu
i pupie. Bulimia czasem cuchnie jak stary kebab spod dworca. Ale zawsze
śmierdzi wymiocinami. Dlatego nikt nie lubi siedzieć koło niej a autobusie.
Bulimia ma czerwony nos i brzydkie palce od kwasów żołądkowych. I piecze ją
niemiłosiernie gardło! Nawet herbata nie pomaga. Na to pieczenie nie pomaga
nic.
Bulimia ma brzuch jak w szóstym miesiącu ciąży i biodra jak
Kim Kardashian. Łydki wielkości ud przeciętnej grubaski. A Ona nie jest
przeciętną grubaską. Jest ponadprzeciętną, supergrubaską. Kiedy nosi spodnie,
bluzki, cokolwiek, tłuszcz się wylewa nawet kiedy próbuje go ukryć. Dlatego
nosi luźne ubrania, i wygląda jak baba z targu. Nie maluje się, bo i po co,
skoro jest gruba. I tak ładna nie będzie, to chociaż nie będzie oszukiwać
siebie i innych. Bulimia na śniadanie nie je nic, na obiad je tłustości całego
świata „bo była głodna”, potem karmi tym śmierdzący równie jak ona kibel. Potem
znów może jeść, no bo głód ssie w żołądku. Więc je. Kanapki z wędliną. Kostkę
sera. Chrupki orzechowe. Amerykańskie ciastka. Pizzę z nocnej dostawy. Albo
mrożoną. I popija colą. A potem? Potem znów cuchnie.
Pod bulimią w nocy załamuje się łóżko, i często mało brakuje aby
przeleciała przez podłogę do sąsiadów. Przebiera się w piżamę z zamkniętymi
oczami, i nigdy nie chodzi w samej bieliźnie, nawet po łazience. Nie dotyka
swojego ciała w ogóle. Bo kiedy to robi jej brzuch staje się smażonym
kartoflem, łydki kiełbasą a pupa drożdżowymi bułkami. Poci się lukrem. Jest
wielkim ciastkiem, którego nikt nie chce jeść. Bo cuchnie.