czwartek, 31 lipca 2014

Oczekiwanie

Hej! Za delikatną sugestią przyjaciółki (pozdrawiam Cię!) postanowiłam napisać krótkie opowiadanie. Nie ukrywam, że publikowanie go jest dla mnie bardziej stresujące niż publikowanie tekstów o sobie samej. Zapraszam do czytania!



Julka była z siebie naprawdę dumna, kiedy zobaczyła swoją książkę na w księgarni. Szybko chwyciła pierwszą z brzegu. „To dla mamy” pomyślała i podeszła do kasy Ekspedientka wzięła do rąk jej ciężką pracę oprawioną w grubą okładkę, uśmiechnęła się i powiedziała:
-         Dobry wybór. Ma niezłe wzięcie, to chyba znaczy, że jest dobra.
Prosto z księgarni skierowała się na dobrze sobie już znaną uliczkę, prowadzącą prosto do szpitala. Był wielki, i obrzydliwy. Tak twierdziła od dnia, kiedy trafiła tam jej mama. Wcześniej był po prostu jednym ze szpitali w Warszawie. Teraz był obrzydliwy. Personel szpitala już ją pamiętał. Uśmiechali się tyko smutno. Była częstym gościem. Mama leżała w ostatniej sali długiego korytarza… Zawsze stała chwilę przed drzwiami, i modliła się o to, że gdy wejdzie do sali, zobaczy mamę siedzącą na łóżku. Nigdy nie była szczególnie religijna, ale takie chwile zmieniają punkt widzenia...nie tylko co do Boga. Delikatnie, z niepewnością i lękiem, nacisnęła klamkę. Mama wyglądała, jakby spała. Nagle zaczęła postrzegać ją jako kogoś delikatnego, kruchego. Teraz, a tym bardziej po przebudzeniu to Ona będzie potrzebować pomocy, opieki. Zawsze to Ona to wszystko dawała mężowi i dzieciom. Teraz wszystko spadło na Julkę. Gotowanie, którego nigdy nie lubiła, pomaganie w lekcjach bratu, i wiele innych domowych czynności, których nie wykonywał ojciec. Kiedy wracał z pracy, siadał na fotelu, i patrzył przez okno. Przestał odwiedzać mamę w zeszłym miesiącu.
-         Hej Mamuś- szepnęła łapiąc ją za dłoń. Próbowała schować swoją dłoń pod jej dłonią, czekając jakby na uścisk.- Przyniosłam Ci coś.
Nigdy nie pokazywała matce tekstów swojego autorstwa. Nie to, że mama nie chciała. Odwaga nigdy nie była mocną stroną Julki. Nie była- zmieniło się to z dniem wypadku mamy. Otworzyła książkę, i zaczęła czytać.
„Ten poranek był dla Sam Anderson wyjątkowo parszywy. Wczoraj straciła pracę. „Byłam beznadziejna!”- myślała wciąż, choć wcześniej nic na to nie wskazywało. Do biura nigdy nie przyjechała spóźniona, oddawała projekty w wyznaczonych terminach, i nigdy nie odwołała służbowego spotkania. Słowem- była pracownikiem idealnym. Wczoraj, gdy usłyszała od szefa „Przykro mi, redukcja etatów objęła także Ciebie. Nie odbieraj tego personalnie” Ugięły się pod nią nogi. Nie traktować tego personalnie?! Czy to jest w ogóle możliwe? Zastanawiała się teraz, z czego spłaci kolejną ratę kredytu…Oszczędności poszły na urządzenie mieszkania. Owszem, mieszkała teraz w luksusie, ale była bezrobotna.”
Zaczęła wyobrażać sobie, co mama by powiedziała. Spodobałoby się jej? Czy byłaby z niej dumna? Mama zapewne odpowiedziałaby „No pewnie, że jestem z Ciebie dumna” I dziwiłaby się, dlaczego Julka w to wątpi. Postanowiła czytać dalej.
„Postanowiła spróbować się nie załamywać. Po prostu spróbować mieć nadzieję, nic ją to przecież nie kosztowało. W związku z tym wzięła długą kąpiel, włożyła najlepsze szpilki, drogą sukienkę i wybrała się na miasto”
            Julka znowu zrobiła pauzę, spojrzała na mamę i przewróciła parę stron.
„Jest cudowny. To anioł, który spadł jej z nieba w najmniej oczekiwanym momencie. Przeciwieństwie do Grega, jej byłego, Tom dbał o nią, prawił jej komplementy nawet gdy była nie uczesana i mówił że kocha jej uśmiech. Zaczarował ją, a Ona, silna i zaradna kobieta, wpadła jak śliwka w kompot!”
Przerzuca kolejne strony, jakby szukała odpowiedniego fragmentu. O, jest! Sam jest w ciąży, i właśnie jest na wizycie u lekarza.
„- Ciąża jest zagrożona, dziecko może nie dotrwać porodu.- Sam patrzyła na lekarza niedowierzając temu co właśnie usłyszała. Właśnie teraz, kiedy wszystko zaczęło się układać? Teraz, gdy niedługo miało się spełnić jej największe marzenie- zostanie mamą? To było jak zimny prysznic. Okazało się, że nadzieja kosztuje. Drogie leki i badania dawały nadzieję, do czasu, kiedy nie okazało się że nic to nie daje. Stan dziecka nie poprawiał się ani trochę. Czy naprawdę da się mieć nadzieję? Jej lęk zabijał w jej głowie wizję, że dziecko przeżyje poród. Nadzieja? Czy istnieje jeszcze nadzieja?”
Julka płakała, a były to przecież jej własne słowa, jej własny tekst. Czytała go tyle razy, i nigdy nie wywołał u niej takich emocji. No tak, ale to było przed wypadkiem. Mimo, że płakała coraz bardziej, postanowiła czytać dalej.
„Przypomniała sobie, jak kiedyś po stracie pracy z dnia na dzień powiedziała sobie, że będzie miała nadzieję, bo to nic ją nie kosztuje. Lepiej przecież jest w coś wierzyć, nawet jeśli szanse są niewielkie, niż siedzieć i płakać. Nie chciała tak, nienawidziła być bierną. Jeżeli chodzi o zdrowie dziecka, ona jako jego matka nie mogła nic już zrobić. Mogła czekać, i wierzyć że wszystko skończy się dobrze, a jej marzenie o macierzyństwie spełni się niebawem. Uświadomiła sobie, że nawet w tych najcięższych momentach zawsze miała nadzieję, bo jak tu jej nie mieć, gdy chodzi o życie ukochanej osoby? Czy nie jest to rzecz najważniejsza na świecie? Miłość i nadzieja bywają zbawienne…”
-         Mamo, mamo, mamo… Mówiła Julka głaszcząc mamę po głowie, cały czas trzymając ją za rękę.- Mamo, proszę…- Przewróciła stronę i przeczytała
„Sam Anderson urodziła chłopca w Wigilię Bożego Narodzenia”
Julka poczuła delikatny ruch. Mama ścisnęła jej dłoń.

niedziela, 27 lipca 2014

Moje pierwsze wspomnienia.

Moje najwcześniejsze wspomnienie trudno jest mi zidentyfikować. Być może jest to wspomnienie o tym, jak moja mama tuż po kąpieli mojej siostry, młodszej o 4 lata, kładła mi ją do łóżka jeszcze zawiniętą w ręcznik. Ten ręcznik zresztą mam do dziś. Być może moim najwcześniejszym wspomnieniem jest wizyta z mamą i tatą w pizzy hut. Dokładnie jakimś cudem pamiętam, gdzie lokal się znajdywał, jak i również to, że bawiłam się na żółtej bujawce. Musiało to być przed narodzinami siostry. Wątpię, aby rodzice po jej urodzeniu chodzili gdzieś razem, i na dodatek zabierali mnie. Mam jeszcze jedno, ale nie wiem czy to bardziej wspomnienie czy obraz z filmu, jakie nagrywał mój ojciec. W nim, jako mała dziewczynka postanowiłam podlać kwiaty w salonie, ale prócz kwiatów podlałam także mojego tatę.
Kiedy miałam niecałe 4 lata urodziła mi się jedyna rodzona siostra. Wydaje mi się, że byłam zbyt mała by pamiętać jej narodziny, choć z jakiegoś powodu pamiętam wizytę w pizzerii która odbyła się prawdopodobnie przed jej narodzeniem. Dobrym założeniem byłoby to, że tamto rodzinne wyjście było w jakimś sensie ważne, i dlatego utkwiło to w mej pamięci. Może było to ostatnie wspólne spotkanie moich rodziców przed ostatecznym rozstaniem? A może w tej pizzerii tego akurat dnia wszyscy przestali udawać, że wszystko jest w porządku? Tak czy inaczej- nigdy się tego nie dowiem, bowiem moja mama tego zupełnie nie pamięta. Czy jest szansa, że uroiłam sobie tamtą chwilę? Lub po prostu mam lepszą pamięć od mojej mamy.
W przeciwieństwie do tamtego, moje wspomnienie z siostrą po kąpieli jest w mojej głowie bardzo żywe. Pamiętam różne szczegóły, jak kolor wersalki na której spała moja mama (był to kolor butelkowej zieleni), kolor wanienki (taki jakby różowy), oczywiście ręcznik (pomarańczowo-biały). Jej cienkie jeszcze wtedy włoski i małe paluszki. Dziś ma tyle lat, ile miałam ja w momencie wyprowadzki. Nie mogę w to uwierzyć. Jakiś czas temu myśląc właśnie o tym wspomnieniu, spytałam moją mamę czy pamięta, jak zareagowałam na wieść o rodzeństwie, oraz jak wyglądał pierwszy kontakt z nową siostrą. Nie pamięta.
Jeżeli chodzi o podlewanie taty, wydaje mi się że mogłam to zobaczyć na taśmie video, a nie pamiętać tego naprawdę. Tata miał wówczas takie duże, modne wtedy okulary i wąsy. Ze spotkań tatą pamiętam trzaskanie drzwiami, tatę przy komputerze i czasem „jeżdżenie na zwiady”- tak mówił, gdy pytałam o cel podróży samochodem. Wtedy nie rozumiałam, co to słowo znaczy. Pamiętam w zasadzie nie wiele. Gdzie się ukryłeś wśród butelek Tatusiu? Chowałeś się zapewne do tych najmniejszych, a ja nie wiedziałam gdzie Cię szukać. Byłam zbyt mała Tato.


            

piątek, 25 lipca 2014

Mój pierwszy post.

Jestem Anita B. Urodziłam się 23 listopada 2010, kiedy to przeprowadziłam się do Warszawy. Zanim urodziłam się, mieszkałam w mieście o którym wszyscy mówią „Jak mogłaś się stamtąd wyprowadzić do tej Warszaffki?!” A, no mogłam. Pisząc „chciałam” trochę bym skłamała, bowiem w dniu w którym pojawiłam się w centralnej części Polski wcale nie chciałam tam być. Minął tydzień, i już chciałam. Minęło pięć miesięcy, i chciałam już na zawsze. W listopadzie obchodzę czwarte urodziny.
Pisząc te słowa nie mam jeszcze matury, a jestem już duża. W tym roku otrzymałam status absolwentki najlepszej szkoły na świecie. Trochę jeszcze nie dociera do mnie, że nigdy już nie będę już wychowanką tamtych wawerskich murów. Przez niemalże 2 lata to miejsce było moim domem. Teraz jest nim dwudziestotrzymetrowa kawalerka po drugiej stronie Wisły.
            Jestem totalnym anty-talenciem muzycznym, a sport uprawiam tylko wtedy, gdy znów usiłuję schudnąć, dzięki czemu uplasowałam się na ostatniej pozycji wartościowości wśród licznego rodzeństwa (przyrodniego). Ale kocham pisać, a bez pisania nie wyobrażam sobie życia. Piszę od kiedy pamiętam. Jako dziecko próbowałam pisać opowiadania, niezgrabnie układałam słowa w zdania. Dziś piszę często, niestety zazwyczaj dość osobiste rzeczy. Blog ten powstał za namowami i sugestiami znajomych lubiących i czytających moje posty na facebooku. Na moim profilu staram się opisywać codzienne sytuacje, otaczającą mnie rzeczywistość i moje przemyślenia, w sposób przyciągający uwagę, zabawny. Ilość „lajków” i postów daje mi do zrozumienia, że mi się to udaje. Blog powstał z potrzeby bycia czytaną przez większą ilość czytelników. Do moich facebookowych czytelników- nie wszystko tu będzie wesołe, czasem wręcz przeciwnie, często ciężkie, ubrane w metafory.
            Po za pisaniem mam parę innych zainteresowań. Przede wszystkim jest to miasto Warszawa, głównie jego topografia, podział administracyjny, i ulice. Swego czasu, będąc jeszcze (nie)beztroską licealistką robiłam zdjęcia tabliczek z nazwami ulic i dzielnic. Dziś, pracując, nie mam już na to czasu, jednak staram się regularnie poznawać położenie nowych ulic, jechać w nieznaną część miasta, czy uważnie obserwować przez okno nową trasę autobusu. Bo ja miasta uczę się na pamięć. Kolekcjonuję rzeczy związane z miastem- książki, artykuły, informatory dzielnic, i gadżety takie jak długopisy, przypinki czy smycze do kluczy. Przy tych do mojej kawalerki mam smycz z nazwą dzielnicy.
            Interesują mnie również subkultury, głównie gotycka. Lubię wyróżniać się z tłumu, a potrzeba ta pochodzi po części z gustu, a po części prawdopodobnie z nie akceptacji siebie oraz innych głębszych problemów. Większość ludzi, gdy patrzy na moje ulubione buty mówi „Matko Bosko, nie noś tego!”, dziwią się że w lipcu nie noszę sandałków, lub 95% moich ubrań jest w kolorze czarnym (a mam ich około 170). Lubię koronki, biżuterię z krzyżami i ćwiek, piercing i tatuaże- a ku memu niezadowoleniu nie mogę nosić tych elementów w pracy. Pracuję w dużej firmie znanej w całej Polsce, ubrana w uniform z logo firmy. Jestem charakterystyczna. W pracy z powodu tego właśnie logo na białej koszuli, po za godzinami pracy z powodu krzyżów i makijażu. Niestety nie wyglądam jeszcze tak, jakbym chciała. Do pracy robię lekki makijaż, zakładam kolczyki z kwiatkami, wkładam baleriny i wyjmuję kolczyk z twarzy. Marzy mi się pracować wyglądając tak, jak chcę. Bo w tej pracy czuję się przebrana, a nie ubrana.
            Kocham też teatr. Jako nastolatka przez cztery lata w teatrze spędzałam każdy weekend, chodząc na zajęcia aktorskie. Dziś chyba bałabym się zostać aktorką, ale nadal kocham to magiczne miejsce. Niestety doskwiera mi brak funduszy, także Warszawskich teatrów nie znam. Ubolewam nad tym okrutnie, także mogłabym nawet sprzątać w teatrze, byleby znowu poczuć jego magię. A uwierzcie mi- czuć ją tam w każdym zakamarku!
             
            Na tym blogu chcę udostępniać swoje wiersze, fragmenty pamiętników, teksty które już mam, oraz te, które jeszcze powstaną. Mam świadomość, że pisząc popełniam wiele błędów wszelkiego rodzaju, jestem otwarta na konstruktywną krytykę. Postaram się zanadto nie smędzić tutaj, i wrzucać też weselsze rzeczy.
Zapraszam do częstego zaglądania!