Julka była z siebie naprawdę
dumna, kiedy zobaczyła swoją książkę na w księgarni. Szybko chwyciła pierwszą z
brzegu. „To dla mamy” pomyślała i podeszła do kasy Ekspedientka wzięła do rąk
jej ciężką pracę oprawioną w grubą okładkę, uśmiechnęła się i powiedziała:
-
Dobry wybór. Ma niezłe wzięcie, to chyba znaczy, że jest
dobra.
Prosto z księgarni skierowała się na dobrze sobie już znaną
uliczkę, prowadzącą prosto do szpitala. Był wielki, i obrzydliwy. Tak
twierdziła od dnia, kiedy trafiła tam jej mama. Wcześniej był po prostu jednym
ze szpitali w Warszawie. Teraz był obrzydliwy. Personel szpitala już ją
pamiętał. Uśmiechali się tyko smutno. Była częstym gościem. Mama leżała w
ostatniej sali długiego korytarza… Zawsze stała chwilę przed drzwiami, i
modliła się o to, że gdy wejdzie do sali, zobaczy mamę siedzącą na łóżku. Nigdy
nie była szczególnie religijna, ale takie chwile zmieniają punkt widzenia...nie
tylko co do Boga. Delikatnie, z niepewnością i lękiem, nacisnęła klamkę. Mama
wyglądała, jakby spała. Nagle zaczęła postrzegać ją jako kogoś delikatnego,
kruchego. Teraz, a tym bardziej po przebudzeniu to Ona będzie potrzebować
pomocy, opieki. Zawsze to Ona to wszystko dawała mężowi i dzieciom. Teraz
wszystko spadło na Julkę. Gotowanie, którego nigdy nie lubiła, pomaganie w
lekcjach bratu, i wiele innych domowych czynności, których nie wykonywał
ojciec. Kiedy wracał z pracy, siadał na fotelu, i patrzył przez okno. Przestał
odwiedzać mamę w zeszłym miesiącu.
-
Hej Mamuś- szepnęła łapiąc ją za dłoń. Próbowała schować swoją
dłoń pod jej dłonią, czekając jakby na uścisk.- Przyniosłam Ci coś.
Nigdy nie pokazywała matce tekstów swojego autorstwa. Nie
to, że mama nie chciała. Odwaga nigdy nie była mocną stroną Julki. Nie była-
zmieniło się to z dniem wypadku mamy. Otworzyła książkę, i zaczęła czytać.
„Ten poranek był dla Sam Anderson wyjątkowo parszywy.
Wczoraj straciła pracę. „Byłam beznadziejna!”- myślała wciąż, choć wcześniej
nic na to nie wskazywało. Do biura nigdy nie przyjechała spóźniona, oddawała
projekty w wyznaczonych terminach, i nigdy nie odwołała służbowego spotkania.
Słowem- była pracownikiem idealnym. Wczoraj, gdy usłyszała od szefa „Przykro
mi, redukcja etatów objęła także Ciebie. Nie odbieraj tego personalnie” Ugięły
się pod nią nogi. Nie traktować tego personalnie?! Czy to jest w ogóle możliwe?
Zastanawiała się teraz, z czego spłaci kolejną ratę kredytu…Oszczędności poszły
na urządzenie mieszkania. Owszem, mieszkała teraz w luksusie, ale była
bezrobotna.”
Zaczęła wyobrażać sobie, co mama by powiedziała. Spodobałoby
się jej? Czy byłaby z niej dumna? Mama zapewne odpowiedziałaby „No pewnie, że
jestem z Ciebie dumna” I dziwiłaby się, dlaczego Julka w to wątpi. Postanowiła
czytać dalej.
„Postanowiła spróbować się nie załamywać. Po prostu
spróbować mieć nadzieję, nic ją to przecież nie kosztowało. W związku z tym
wzięła długą kąpiel, włożyła najlepsze szpilki, drogą sukienkę i wybrała się na
miasto”
Julka znowu
zrobiła pauzę, spojrzała na mamę i przewróciła parę stron.
„Jest cudowny. To anioł, który spadł jej z nieba w najmniej
oczekiwanym momencie. Przeciwieństwie do Grega, jej byłego, Tom dbał o nią,
prawił jej komplementy nawet gdy była nie uczesana i mówił że kocha jej
uśmiech. Zaczarował ją, a Ona, silna i zaradna kobieta, wpadła jak śliwka w
kompot!”
Przerzuca kolejne strony, jakby szukała odpowiedniego
fragmentu. O, jest! Sam jest w ciąży, i właśnie jest na wizycie u lekarza.
„- Ciąża jest zagrożona, dziecko może nie dotrwać porodu.-
Sam patrzyła na lekarza niedowierzając temu co właśnie usłyszała. Właśnie teraz,
kiedy wszystko zaczęło się układać? Teraz, gdy niedługo miało się spełnić jej
największe marzenie- zostanie mamą? To było jak zimny prysznic. Okazało się, że
nadzieja kosztuje. Drogie leki i badania dawały nadzieję, do czasu, kiedy nie
okazało się że nic to nie daje. Stan dziecka nie poprawiał się ani trochę. Czy
naprawdę da się mieć nadzieję? Jej lęk zabijał w jej głowie wizję, że dziecko
przeżyje poród. Nadzieja? Czy istnieje jeszcze nadzieja?”
Julka płakała, a były to przecież jej własne słowa, jej własny
tekst. Czytała go tyle razy, i nigdy nie wywołał u niej takich emocji. No tak,
ale to było przed wypadkiem. Mimo, że płakała coraz bardziej, postanowiła
czytać dalej.
„Przypomniała sobie, jak kiedyś po stracie pracy z dnia na
dzień powiedziała sobie, że będzie miała nadzieję, bo to nic ją nie kosztuje.
Lepiej przecież jest w coś wierzyć, nawet jeśli szanse są niewielkie, niż
siedzieć i płakać. Nie chciała tak, nienawidziła być bierną. Jeżeli chodzi o
zdrowie dziecka, ona jako jego matka nie mogła nic już zrobić. Mogła czekać, i
wierzyć że wszystko skończy się dobrze, a jej marzenie o macierzyństwie spełni
się niebawem. Uświadomiła sobie, że nawet w tych najcięższych momentach zawsze
miała nadzieję, bo jak tu jej nie mieć, gdy chodzi o życie ukochanej osoby? Czy
nie jest to rzecz najważniejsza na świecie? Miłość i nadzieja bywają
zbawienne…”
-
Mamo, mamo, mamo… Mówiła Julka głaszcząc mamę po głowie, cały
czas trzymając ją za rękę.- Mamo, proszę…- Przewróciła stronę i przeczytała
„Sam Anderson urodziła chłopca w Wigilię Bożego Narodzenia”
Julka poczuła delikatny ruch. Mama ścisnęła jej dłoń.
Mimo niezbyt zaskakującego zakończenia opowiadanie bardzo mi się podobało. Dobrze się je czyta i jestem ciekawa co wydarzyło się przed i po tym co napisałaś. Chętnie przeczytam kolejne opowiadania. :)
OdpowiedzUsuńOla Sosnowska
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie i podoba mi się zakończenie. Przydało by się parę poprawek stylistycznych gdzieniegdzie, ale ogólnie fajne opowiadanie. Tylko zastanawiam się ile Julka ma lat, bo jawi mi się trochę jako dziewczynka, ale jednak wydała swoją książkę więc jest osobą dorosła i to mi się trochę nie zgrywa. Ale opowiadanie fajne i masz świetny zmysł obserwacji. Nie przestawaj pisać.
OdpowiedzUsuń